Archive for Kwiecień 2009

W górę rzeki

15 kwietnia 2009

W górę rzeki
Zdjęcie – WM

Ech, te pułapki rozczulania się ‚zbyt wcześnie’ nad wspomnieniami dzieciństwa! Wydawać by się mogło, iż trzeba sporej megalomanii, by w młodym bądź średnim wieku zawracać sobie (za często) i innym (w ogóle) głowę głupotkami, rozmiękczać własną odporność wzruszeniami i milionowo-krotnym odkrywaniem panta rhei.
Że tu był ten pień legendarny, zimowy… Nieco dalej – „wodospad”… O, a tam nasze koszary wojenno-wiosenne wśród pąków kaczeńców… A jeszcze dalej mostek strategiczny, blisko którego to przejście… – zawsze za szerokie do przebycia – wiodło, poprzez zarośla, stromą (dla dziecka) ścieżyną, „w górę rzeki”. Maleńkiego dopływu naszego potoczku.

Ale widzę, że mniej „humanistyczne” Rodzeństwo ma tak samo. Zwłaszcza, gdy pretekst poręczny. Na przykład – zorganizowanie egzotycznej atrakcji dzieciom, których wspomnienia lat najmłodszych będą polegać na czymś zupełnie ale to zupełnie innym. Więc niech się bodaj nauczą poruszać sprawnie po pochyłym i wertepiastym. Przykład naszych miejskich Kuzynów dowodzi dobitnie, że nawet takie, incydentalne, wyprawy traperskie sięgają i promieniują daleko poza okres dzieciństwa.

Wydziergać…

7 kwietnia 2009

Piękna wiosna kusi do mini-perwersji: przeglądu sweterków przed wsunięciem ich w szaf pozycję drugą…
Aż dziw bierze, że tak mało tego zostało… Moich, bo podarowane innym to zupełnie osobna sprawa.
Ot, zużywanie się rzeczy świata tego… A nić słabą rzeczą jest – nie tylko na rękawach.

dzianina4

Kobiety wokół mnie zawsze się zajmowały robótkami. W każdej wolnej chwili. (Ciocia utkwiła mi w pamięci z pachnącymi zachodnimi motkami (od szwagierki z RFN) przed telewizorem zapodającym stanowojenny Dziennik Telewizyjny. Reputacja najlepiej ubranej w jej licznym i sfeminizowanym miejscu pracy zobowiązywała…)

Więc gdy przyszedł czas – nic, że zajęty bardzo, bo akademicki – wciągnęło mocno także i mnie

dzianina3

Czas nie za łatwy – braków wszystkiego: i towarów i pieniędzy…
W pewnym momencie zrobiłam z białej owczej wełenki* po swetrze dla każdego z sześciu członków najbliższej rodziny – panowie i siostra natychmiast zażyczyli sobie granatowego koloru, więc był to też czas, gdy sklep specjalistyczny z farbkami (na Placu Szczepańskim) widywał mnie częstawo. (Potem zmienił się asortyment marzeń – barwniki do jedwabiu. I zawsze tam kolejka była).

Ten biały powyżej to mój własny z tej serii: naszej własnoowieczkowej (bo jedną mieliśmy w całej historii domu… wariatkę nieco) – wyrób ściśle wedle modnego wzoru z Kobiety i Życia (bodaj ’88). Wykroje i Wzory tego tygodnika prenumierowałam namiętnie przez dłuuuugi czas…
___
*uprzędzionej ślicznie – miękko i równo – przez Mamę (był to jej debiut przędzalniczy: „co to, moja mama przędła, to ja miałabym nie potrafić?!” – takie podejście poprzednich pokoleń kobiet to skarb!!!)

dzianina2

Odeszło… Nie, nie powiem, że jak sen jaki złoty.
Ostatnie dzieło zrobiłam na początku 1994 (męski, solidny). Wypadałoby bodaj dokończyć mój własny, zaczęty wtedy sweterek szaro-stalowy… tylko kawałek rękawa pozostał… i karczek ;/

dzianina1

Powyżej jeszcze licealny… Wzór – „nieco taki sobie” – bo samodzielnie wymyślony, nie kopiowany.

Więcej...

Brzoza na Segenstrasse 20

1 kwietnia 2009

Brzoza na Segenstrasse 20
Rosła sobie radosna, ufna i silna wśród domów nie najbogatszej, ale i nie ubogiej części „wioski milionerów” (mówią tak o sobie nawet ci, którzy mieszkają w blokach).
Jednostajne domy Ramersdorf osłaniały ją jak mogły; brzoza odwdzięczała się jak umiała – szelestem liści, optymizmem zieleni, nadzieją młodego pnia.

Wyrosła do poziomu mojego okna.
I tu –
tajemnicą jest uskok.
Siodełko.
Garb.
Na pochyłą brzozę – i tak dalej…
Nie, za wysoko!

Nie wiadomo
Co mogło
Się stać
Może rana?
– Nie zagojona rana po odciętej gałęzi?

Teraz ją mech porasta, sikorki przelotnie szukają strawy lub wypoczynku, wiewiórki szparko-drapko biorą udział w triumfach Małysza.
Pół metra dalej brzoza pionizuje się znowu (żargon szpitalny jak najbardziej na miejscu), po bawarsku krzepka, rozłożysta, triumfująca.
Gałęzie większe i mniejsze, solidne i rachityczne cieszą się życiem wniebogłosy (i we wszystkich kierunkach).
Nie wiedzą, co się stało.
Nie wiedzą, że coś w ogóle się stało.
Zupełnie dobrze im z tą niewiedzą.

A brzoza zgadza się na afirmację, na wróble, na wiewiórki, na wszystko. Choć to, co wie starczyłoby na niejeden krzyk rozpaczy.

Ramersdorf, marzec 2001