Archive for Sierpień 2008

Autografy

30 sierpnia 2008


Pierwszy…


I drugi…

Próba pamięci (2GB) ;-)

21 sierpnia 2008

– Tak, wszystko pięknie a nawet bardzo… tylko czemu ja zupełnie zapomniałam o tej chatce u wylotu Chochołowskiej, w której wtedy zanocowałyśmy z B… w połowie września ’91?…

Po latach, które przeminą…

18 sierpnia 2008

…harcerski zostanie krzyż.

…i harcerski notatnik

pracowicie wyszyty (inicjały bez szkicowania – było się w końcu mistrzem prowadzenia igły… w dowolnych warunkach stresowych, konkursach na czas, itp.)

Mundurek wciąż wisi w szafie (w komplecie i nienagannym stanie).

Tu więcej fotek.

Correspondances

16 sierpnia 2008

Niedawno ‚odkopałam’ pewne westchnienie sprzed prawie czterech lat… pomyślałam, czy mi się do czegoś nie przyda… odłożyłam.

Aliści przedwczoraj, przeglądając daaawno nie kartkowane Wypisy z ksiąg użytecznych Miłosza (jeden z rozdziałów, przywołałam właśnie w ‚blogu centralnym’), natknęłam się na wiersz, którego z pewnością nigdy wcześniej nie czytałam (jakkolwiek źle by to o mnie nie świadczyło w kontekście Autora – prowadzącego przez parę lat w mojej grupie konwersatorium z literatury współczesnej, wcześniej arcydzieła literatury dla licealistów i kursy przygotowawcze, redaktora NaGłosu, ulubieńca i ucznia Miłosza, etc.)

Ale zobaczą Państwo sami. Uwierzywszy pierwej, że nie kłamię w kwestii tej szczegółowej ignorancji…


BM
***
Przypadkiem dziś widziałam
czego widzieć nie powinnam.
Zaśmiewam się z tego
średnio co kwadrans
patrząc na
galopująco-rudziejący klon.
Październiku!
Czesławie!
– jestem!!!

(Kraków 16.10.04)


Bronisław Maj
***
Liść, jeden z ostatnich, oderwał się od gałęzi klonu:
wiruje w przezroczystym powietrzu października, spada
na stertę innych, nieruchomieje, gaśnie. Nikt
nie podziwiał jego porywającej walki z wiatrem,
nie śledził jego lotu, nikt nie odróżni go teraz
leżącego wśród liści, nikt nie zobaczył
tego, co ja, nikt. Jestem
sam.

Skoro cytat za Wypisami… – przywołajmy też komentarz, jakim Noblista opatruje ten tekst (jak i każdy inny):
Sytuacja niepowtarzalna: tylko ten, nie inny, człowiek zobaczył ten właśnie, nie inny, liść. Czyli że można uprawiać poezję filozoficzną, nie posługując się terminami filozofii. Wiersz należy do dorobku poezji światowej i ma kilka przekładów na angielski, jednak niezadowalających, bo z pewnych względów jest trudny do przeniesienia.

Do Pana Jasia

14 sierpnia 2008

Przynieśliśmy bielusieńkie szaty
Niesiem mirrę, olejki, bławaty
Czemuż niknie z rąk naszych Twe ciało
Jakby z duszą do nieba leciało

Ciepłe, późne wieczory pierwszej połowy sierpnia. Ze starego drewnianego domu w charakterystycznej, zadrzewionej niecce lecą po rosie głosy chórzystów trenujących intensywnie na odpust parafialny. ‚Na Zielną’ czyli Wniebowzięcie NMP. Pierwszy odpust też jest maryjny i patriotyczny – ‚na Konstytucję’.

Siedlisko szczególne: wydało na przykład Panią, która potrafiła i śpiew i teatr wyćwiczyć… oraz Pana, który, po powrocie z peregrynacji po kraju*, ‚załatwił’ dla swej wsi rodzinnej dwie najważniejsze rzeczy: pozwolenie na budowę kościoła… pod sam koniec lat czterdziestych…

…wkrótce wydębiono ‚na kurii’ parafię…

A na władzach państwowych – pozwolenie na budowę okazałej szkoły…
W obu przypadkach nie bez znaczenia były koneksje Mistrza Jana z wpływowymi architektami, a zwłaszcza architektkami (te ostatnie – wieść gminna niesie – niegdyś okraszone romantycznymi nadziejami tych pań).

Plany, pozwolenia, sprawy własnościowe, organizacja społeczności, finanse, materiały budowlane (zdobywane w siermiężnej rzeczywistości ‚realnego socjalizmu’) – to jedno. Ciężka praca wszystkich – to drugie. W tym – praca Mistrza Jana: od planów i wykonania ołtarza głównego i stalli aż po własnoręczne ułożenie parkietów w szkole…

Sukces w ukończeniu obu budów podniósł niesamowicie morale mieszkańców najmniejszej wioski w okolicy. A artyście-rzeźbiarzowi zaskarbił u swoich jeśli nie bezwarunkową wdzięczność (o co trudno) – to w każdym razie coś na kształt roli mędrca-oryginała.

W moim najwcześniejszym dzieciństwie homeryckie boje o kościół i szkołę były już tylko barwnymi opowieściami pokolenia dziadków.
Ale Tato zabierał mnie często do Pana Jasia – Mistrza, jak się wyrażał do niego i o nim.
Mistrz dłubał w lipowych pniach swe rzeźby (najczęściej na zamówienie kolekcjonerów z Krakowa), robił kapliczki, pisał na maszynie poezje (nieortograficznie), czasem odnawiał jakiś antyk…
Nastawiana odpowiednio przez Ojca – patrzyłam z nabożeństwem na te wszystkie czynności (a mając Dziadzia-stolarza, nie traktowałam ostrych dłutek jako przedmiotów całkowicie obcych czy złowrogich).

Poniedziałek, koniec sierpnia 1976. Drogą obok szkoły zmierza do Grabiny redaktor Ewa Owsiany z Gazety Południowej. W przeciwnym kierunku biegnie dziewczynka… trochę zaspała (w niedzielny wieczór Rodzice długo opowiadali o weselu wujka w dalekim Radomskiem, skąd dopiero co wrócili). ‚Jak dojść do Grabiny, do rzeźbiarza Jana’, pyta pani redaktor – ‚przyjechałam zrobić z nim wywiad’. ‚Z Paniem Jasiem? zmarł dziś nad ranem’ – odpowiada podwójnie zmartwiona dziewczynka (pierwszy raz w życiu przytrafia się jej być informatorką mediów – i od razu taki news…)
Redaktorka pójdzie oczywiście obejrzeć rzeźby i przygotowania do pogrzebu…

A potem już tylko nieukończone świątki i elementy ołtarzy będą słuchać prób w Grabinie. Pięknie oprawiona – specjalnie dla Basi – Matka Boska Tuchowska – innych prób innych ludzi kultury…

___
*Mistrz Jan brał (przykładowo) udział w renowacji i budowie świątyń Wybrzeża i Prus… Ciekawostka: robił też (przed II wojną) formę dla odlewu posągu Św. Barbary na budynek A-0 krakowskiej AGH (posąg zniszczyli hitlerowcy… rzecz zrekonstruowano pod koniec lat 90-tych ub. wieku, a JPII zatrzymał się specjalnie podczas jednego se swych licznych przejazdów Alejami w czerwcu 1999, by rzeźbę poświęcić… w tym historycznym momencie B była – oczywiście – nieopodal).

Przyciemnienia

11 sierpnia 2008

Co może zrobić z ludzkim nastrojem deszczowa sobota, na którą zaplanowano zwożenie słomy (owsianej, pokombajnowej).

Snucie się wśród ociekających wodą malin niewiele pomaga…

Ani zachwyty nad ich mokrymi kolorami, fakturami, teksturami…

Ani nawet (a zwłaszcza) łagodna autoperswazja, że to chwilowy niż… Bo czy musiał przyjść akurat w sobotę?

…w tę sobotę?…

Jej portret

5 sierpnia 2008

Niedokończony. Tak, jak i drugi tej samej Autorki, Przyjaciółki z zespołu i chóru Taty… Oraz – z wielu naszych przedsiewzięć krakowskich.

Tłem był ogród starego wiejskiego domku w miejscowości sąsiedniej do naszej rodzinnej, gdzie Dziewczyny, studentki malarstwa, wynajęły letnią bazę twórczą. Widać artystyczne przetworzenie studni…

Mocno pod wpływem Zbysława M. Maciejewskiego były te ich ówczesne poszukiwania. Choć wszyscy wtajemniczeni wiedzą, jak kosztowne to eksperymenty, zwłaszcza, gdy się ma ambicję nabyć farby przyzwoitej jakości…

Olej na płótnie, 48x71cm, trzyma jednak barwy doskonale (może czas na pierwszą konserwację… albo bodaj przyzwoitą oprawę?…)

Trzyma też klimat – tamtego lata 18 lat temu, naszych rozmów i kaskad śmiechu podczas malowania-pozowania. Wciąż czystym i wyraźnym echem spływają mi z niego na biurko opowieści z pracowni: o korektach a zwłaszcza ruganiach podczas nich, anegdotki o słynnych ASPowskich modelach (kilka wielopokoleniowych legend pozowało do damskich i męskich aktów), o profesorach i studentach, o wernisażach i innych targowiskach próżności… i celebracjach wielkości.

Klimat przyjaźni. Klimat nadziei. Tamta Ona. Tamta ja… Muśnięcia.