W Londynie uwielbiam zerknąć w metrze w cudze, pozostawione gazety. Zwłaszcza, gdy są w językach, których oficjalnie ani faktycznie nie liznęłam – na przykład w hiszpańskim czy portugalskim. I zgadywać – na podstawie posiadanych wiadomości językowych i kulturowych – treść artykułu tak dokładnie, jak to tylko możliwe (w ciągu kilku minut).
Ale wczoraj sytuacja była inna. W drodze do Fulham Library przycupnęłam na ławce czekając na kogoś. A obok polska gazeta. Leży sobie. Po prostu. Gotowa do czytania.
Świat jest pełen czytelni i znaków do rozczytywania…
30 września 2008 o 10:07 am |
Och! Musiałbym Tobie ‚podesłać’ znajomego. Ma podobne zacięcie. Pamiętam jak przez parę miesięcy próbował odczytać napis z muru. Doszedł w końcu do tego, że litery były chyba ormiańskie, ale już treść nie…
30 września 2008 o 3:26 pm |
Lubiłam próbować rozszyfrowywać zatarte w piaskowcu napisy łacińskie. Ale mi przeszło w miarę, jak łacina zaczęła się zacierać w mojej pamięci… 😉 😀